Co to jest suplement?.......jest to wyraz pochodzenia łacińskiego, w tłumaczeniu oznaczający: dodatek, uzupełnienie. Do niedawna suplement kojarzył się najczęściej z książką, stanowiąc często jej nieodłączną część jako dodatek uzupełniający jej treść. Dzisiaj, w dobie świata informatyki, suplement kojarzy się nam tylko z łatwą do połknięcia tabletką czy kapsułką, która w cudowny wręcz sposób usuwa z naszego organizmu toksyny, oczyszcza go, uzdrawia i pozwala cieszyć się życiem niezależnie od wieku. Przekonują nas o tym niezliczone wręcz reklamy telewizyjne, radiowe, internetowe, które, prawdę mówiąc, pomagają tym mediom istnieć na rynku. W reklamach tych wypowiadają swoją, wyłącznie pozytywną, opinię osoby najczęściej nie związane z medycyną, a często kreowane na naukowców z tytułami doktorów i profesorów wygłaszających slogany na temat zdrowia.
Parlament Europejski zakazał producentom posługiwania się 1600. sloganami, które nie są poparte wiarygodnymi badaniami naukowymi.
W Polsce również podejmowane są kroki w celu uszczuplenia tej szerzącej się, szczerze mówiąc plagi suplementacji. Ostatnio Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów wystosował list do producentów tych specyfików zawierający uwagę, że ich reklamy nie powinny zawierać treści, które:
– przypisują suplementom właściwości lecznicze,
- przedstawiają stan faktyczny rzeczy w sposób, który może wprowadzać konsumenta w błąd,
- sugerują, że suplementy diety stanowią niezbędny element codziennej diety, będący remedium na liczne dolegliwości i potrzeby,
- obiecują szybkie osiągnięcie celu,
- wykorzystując niewiedzę, nieświadomość, brak doświadczenia klientów, nadużywają zaufania odbiorców”.
Być może, list ten nie przyniesie oczekiwanych zmian, gdyż w grę wchodzą tu olbrzymie pieniądze, ale jest dowodem na to, że środowiska prawdziwych naukowców i ekspertów nie zgadzają się z takim stanem rzeczy. Kolejnym dowodem na globalny wręcz zasięg problemu jest fakt, że w Stanach Zjednoczonych jedna z firm zmuszona była zapłacić 21 mln dolarów kary za wprowadzanie klientów w błąd informacją, że bakterie zawarte w jej jogurtach podnoszą odporność organizmu konsumentów.
Jak czytam w kwietniowym wydaniu Gazety Lekarskiej, w artykule pana doktora kardiologa Macieja Krzanowskiego, wprowadzenie na rynek nowego suplementu diety jest nieporównywalnie łatwiejsze, niż prawdziwego leku i decyduje o tym Państwowa Inspekcja Sanitarna, a nie Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych. Wprowadzenie przez Urząd Rejestracji nowego leku, musi być poprzedzone wieloletnimi badaniami i próbnymi testami najpierw na zwierzętach, potem na wybranej grupie ludzi będących pod ciągłą, wnikliwą obserwacją osób przeprowadzających takie badania. W przypadku suplementów badania takie nie są wymagane i dlatego jak grzyby po deszczu pojawiają się nowe: „oczyszczacze”, „odtruwacze”, „wyszczuplacze” kuszące np. reklamą, że zawierają cudowną, lewoskrętną witaminę C ( choć tylko taką się produkuje). Uzależniamy się od suplementów jak nasza młodzież od dopalaczy, chcąc zapewnić sobie dobre samopoczucie. Fakt, że suplementy diety, w odróżnieniu od dopalaczy, możemy kupić legalnie w aptekach, utwierdza nas w przekonaniu o skuteczności specyfików, które często w reklamach telewizyjnych zalecane są przez osoby podające się za prawdziwych lekarzy lub farmaceutów. Naczelna Rada Lekarska na marcowym posiedzeniu uznała, że reklamowanie suplementów czy wyrobów medycznych przy wykorzystaniu wizerunku osób posiadających wykształcenie medyczne lub farmaceutyczne, lub odwoływanie się do osób posiadających takie wykształcenie jest zjawiskiem negatywnie wpływającym zarówno na zdrowie publiczne w naszym kraju, jak również szkodzi wizerunkowi zawodowemu osób wykonujących zawody lekarza, lekarza dentysty czy farmaceuty. Jak pisze rzecznik prasowy NIL Katarzyna Strzałkowska, Naczelna Rada Lekarska zaapelowała do Ministra Zdrowia o podjęcie prac legislacyjnych mających na celu uniemożliwienie takiego reklamowania. Zdaniem NRL nieograniczona swoboda reklamowania takich produktów może prowadzić do ich nadmiernej konsumpcji lub stosowania ich zamiast skorzystania z niezbędnej konsultacji medycznej czy farmaceutycznej, a udział w reklamie takich produktów osób z wykształceniem medycznym lub farmaceutycznym może sugerować odbiorcy, iż produkty te mają właściwości lecznicze. W ocenie NRL wykorzystywanie osób posiadających takie wykształcenie lub sugerujących posiadanie takiego wykształcenia jest działaniem wprowadzającym konsumentów w błąd i jest niezgodne z prawem unijnym.
Dlaczego więc, apteki prowadzą sprzedaż tych produktów? Szanowni Państwo od wielu lat prowadzenie aptek stało się dość intratnym interesem. Apteki oferujące leki za złotówkę powstają jak grzyby po deszczu. Dla wielu aptek pacjent już nie jest pacjentem tylko klientem! Niestety, żyjemy w czasach, w których wszystko musi się opłacać, a służba zdrowia przestała już służyć chorym. Ze smutkiem zauważam, że zaczynamy zapominać o naczelnej zasadzie zawodu medyka” Primum non nocere”( po pierwsze nie szkodź)
Proponuję na zakończenie żart:
Do pacjenta dzwoni pani aptekarka:
- czy to pan kupował u nas dzisiaj rumianek?
- tak – odpowiada pacjent.
- oj, a myśmy przez pomyłkę wydali panu cyjanek
- tak? A jaka to różnica – pyta pacjent
- 4 złote – odpowiada aptekarka.
Z uszanowaniem i podziwem, dla wymagającej i odpowiedzialnej pracy wielu farmaceutów
Anna Marecka